I było lato jako sen chwilowe..., Sówka55
I było lato jako sen chwilowe..., Sówka55
Sówka55 Sówka55
320
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 82

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 12

 

Rozdział LXXXI

Księżyc nad glediczją trójcierniową,

czyli oczekiwany, a niechciany koniec lata.

Była jesień, był czas honoru, takie małe refleksje...

 

Po raz kolejny ze smutkiem konstatuję to samo: nagle przychodzi moment, kiedy powietrze przestaje być słodkie, ciepłe i aksamitne, zakrada się chłód, a kocie futerko, jeśli tylko wychyli się nosek na zewnątrz, od noska aż po ogonek błyskawicznie nasiąka wilgocią. Tak być nie powinno, a tak zdarza się co roku.

Nie pogodzę się z tym nigdy!

Teraz rozchmurzyło się trochę po deszczowym dniu, ale lada moment słońce zajdzie, pójdzie sobie gdzie indziej, zrobi się ciemno, palić się zaczną pochodnie - ba, zimne ognie - wrześniowej nocy, a Słowik nie zaśpiewa więcej na gałązce granatu, bo noc, która nadchodzi, nie będzie nocą majową, ani czerwcową, ani lipcową, ani sierpniową, ani żadną nocą właściwą i słuszną... Miau, załkałem! Żałosne miau! Mam łzy w oczkach, gdy o tym myślę....

"Myszulku, otrzyj te łzy i bądź Mężczyzną", powiedziała Mama znad pamiętników Galeazzo Ciano. "Jest 19 września [pisałem w czwartekj], a akurat tego dnia, w 39 roku, Wieniawa dowiedział się od Ciano, że marszałek Rydz-Śmigły przekroczył granice Polski, uciekł z ogarniętego pożogą kraju... a przecież mieliśmy nie oddawać ani guzika... Wieniawa dowiedział się, że to prawda - a nie nieuzasadnione pogłoski, przeciwko którym przyszedł do Ciano zaprotestować - i zapłakał. Bo był koniec wolnej Polski, nic potem już nie było tak samo, nic nie mogło być takie same. Z takich powodów wolno płakać, a za latem... Toż to błahostka! Lato wróci"

No, nie wiem. Jakoś to, co dobre, wraca zwykle trochę już gorsze. Nieprzypadkowo nasz Tata mówi przecież często: "Dobrze już było".

Ale to, że Wieniawa płakał, rozumiem.

"Krzyczeli, żeśmy stumanieni,

Nie wierząc nam, że chcieć – to móc!

Laliśmy krew osamotnieni,

A z nami był nasz drogi Wódz!".

To było dawno. A teraz Naczelnego Wodza nie było. Wódz uciekł. I "chcieć - to móc" rozwiewało się i rozwiało w jesiennych mgłach.

Rzeczywiście to mógł być powód, by w oku zakręciła się łza...

Laliśmy krew osamotnieni. A przecież mogliśmy oczekiwać, że będzie inaczej. Mieliśmy sojusze, mieliśmy przyjaciół. Mieliśmy?! 

"Bracia, my wam krew dawali,

Dziś wy dla nas nic – prócz łzy!"

To oczywiście "Warszawianka",Casimir François Delavigne w przekładzie Karola Sienkiewicza.

Inna epoka, te same sprawy. Ale ja nie chcę teraz pisać o Wrześniu, tylko o wrześniu. Bo nawet Moczulskiego nie przeczytałem i jako Kot Romantyk, do tego średnio wykształcony, w tej tematyce zdecydowanie nie czuję się na siłach dziś wypowiadać. Co nieco zresztą już pisałem na kanwie rodzinnych wspomnień, tym bardziej więc nie powinienem się powtarzać...

Nie myślę zresztą teraz o historii, a o emocjach. A dokładnie o emocjach, jakie wywołuje, a nawet powinna wywoływać, historia. I czy u osób wykształconych takie emocje nie występują? Występować nie mogą?! A to dlaczego?

Ja, Kot Średnio Wykształcony ("średnio wyedukowany")... myślę o tym od poniedziałku. Przeczytałem bowiem w "w Sieci" ("Spór o `Czas honoru`"), że serial ten, przez nas w Domu bardzo przeżywany - nasza Mama mówi, że w losach jego bohaterów widzi losy swoich Rodziców, Ich Krewnych i Przyjaciół - adresowany jest do "średnio wyedukowanej części widzów TVP2", a więc, jeśli dobrze rozumiem Autora tych słów, do potrzeb i poziomu wiedzy historycznej tych średnio, a więc marnie wykształconych widzów dostosowany, i... jakoś to mnie uraziło. Uraziło, bo widzę w tym ukryty odcień lekceważenia, zarówno wobec twórców, jak i widzów, "Czasu honoru".

Rzeczywiście jestem Kotem średnio wyedukowanym ("Znakomicie muchy łapię, wiem, gdzie Wisła jest na mapie" i zapewne niewiele więcej) i moja wiedza o II wojnie światowej nie jest wiedzą specjalisty. Na pewno też nietrudno przyszłoby specjalistom wytknąć, ile w serialu jest uproszczeń, przeinaczeń, skrótów myślowych, kompilacji losów rzeczywistych i wymyślonych postaci, przeskoków fabularnych i cięć czasowych. Co z tego?! Serial fabularny rządzi się innymi prawami niż film dokumentalny, z natury rzeczy nie jest skierowany do specjalistów, a do zainteresowanych profanów, nie musi rekonstruować prawdziwych wydarzeń, ani przedstawiać ich z aptekarską precyzją co do czasu i miejsca akcji, odwoływać się za to powinien do historycznej prawdy i do rzeczywistego świata wartości, przywoływać emocje tamtych dni i prowokować wzruszenia wynikające z powołania do życia świata, który przeminął.

Czy widz wyedukowany staranniej znudzi się "Czasem honoru"? Czy oglądanie uzna za oczywistą stratę czasu? Trudno mi to osądzić. Dla mnie i mojej Rodziny nie było dotąd nakręconego w Polsce serialu (filmu), który w podobnie staranny sposób oddawał rzeczywistość wojny, niemieckiej okupacji, a także atmosferę rzekomego wyzwolenia po jej oficjalnym zakończeniu. Który by wierniej oddawał system wartości pokolenia, dla którego służba Polsce, złożonej przysiędze, że będzie się Jej bronić nawet za cenę własnego życia, wierność wobec Sprawy i odpowiedzialność za tych, z którymi się o tę najświętszą Sprawę walczy, były najwyższymi nakazami. Nakazami honoru.

Właśnie, już sam tytuł sytuuje nas w świecie, którego obok nas nie ma. To bardzo znaczące. Tam polskość jest normalnością, oczywistością wierność, odpowiedzialność - za swoje czyny, za życie przyjaciół, których nie zostawia się w rękach wroga - nie tylko nakazem chwili, ale fundamentem świata wartości, sensem życia, ważniejszym od śmierci. Polska jest ważniejsza niż ciepła woda w kranie, bliscy – ważniejsi niż własne bezpieczeństwo, zdrada Ojczyzny karana jest śmiercią lub infamią, a oportunizm, nie słowo, a pojęcie, jest dla protagonistów "Czasu honoru" nieznane.

Jeśli obraz wojny adresowany jest, jak widzi to Autor felietonu z "w Sieci", do widowni średnio wyedukowanej, to czy to wartość filmu zubaża? Jako Romantyk w to powątpiewam. Cieszę się, że może ci, którzy o tamtych latach wiedzieli mało i dotąd nie chcieli się nad ich mroczną historią pochylić z uwagą (a dalej tak ich dużo, pokazują to dobitnie choćby polemiki w każdą kolejną rocznicę Powstania), może to teraz uczynią. Chłopcy i dziewczęta z AK przestaną być - może już szczęśliwie na zawsze – "zaplutymi karłami reakcji", stojącymi w czasie wojny "z bronią u nogi", Powstańcy Warszawscy nie będą ślepymi wykonawcami poleceń Londynu (pamiętam "doraźne egoistyczne cele polityczne polskiej burżuazji" w przedmowie Aleksandra Skarżyńskiego do "Powstania Warszawskiego" Jerzego Kirchmayera), a żołnierze niezłomni ostatecznie przestaną być "bandytami". Bo serial, który ma sześciomilionową publiczność, jest w stanie zmienić świadomość i pamięć historii w stopniu o wiele większym niż najlepiej napisane i do "najwyżej wyedukowanej" części społeczeństwa skierowane książki.

Lada chwili księżyc pochyli się nad wiotkimi gałązkami glediczji trójcierniowych przed moimi oknami (wczoraj tak pięknie nad nimi pobłyskiwał wśród jasnych obłoczków) – tak nazywają się te młode krewne starych robinii, jak one z rodziny bobowatych, wcześniej o tym nie wiedziałem – a ja obejrzę następny odcinek "Czasu honoru".

Czas honoru... Czy tylko tam jeszcze honoru nie brakuje? Bo wokół nas jakoś go mało.

Miau!

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości