Piszę, bom gniewny, Sówka55
Piszę, bom gniewny, Sówka55
Sówka55 Sówka55
1002
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 79

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 41

 

Rozdział LXXVIII

Z topoli leci puch, w powietrzu spokój,

"tylko myśli jakoś całkiem wyciszyć się nie chcą",
cóż, życie owadów aspołecznych
snuć każe refleksję aspołeczną...

 

Jako Kot aspołeczny, ba, nawet, pozwolę sobie stwierdzić, Truteń ("Mógłbyś czasami, Myszulku, choćby pomóc mi przynosić książki z biblioteki, a nie tylko, poprzez zrzucanie ich ze stołu, wielkopańsko wskazywać mi, że trzeba odnieść przeczytane i zamienić je na nowe", mówi Mama) snuję sobie w upalne popołudnie ("Popołudnie Myszulka", to nawet ładniej niż "Popołudnie Fauna", hm, z librettem Niżyńskiego, Myszunia jako Nimfa, reszta Rodzeństwa jako sześć Nimf, Maksio jako Claude Debussy, autor, bądź co bądź miniatury fortepianowej "The Little Shepherd") refleksje aspołeczne, odrobinę jakby z Jana Krzysztofa Kelusa "Bajki o pszczołach" wzięte.

Tak mnie jakoś czerwiec i czerwcowe rocznice usposobiły. I jeszcze ten artykuł Adama Tycnera z ostatniego dodatku "Plus Minus" pt.: "Nie stać nas na pamięć" o trudach powstawania i kontynuowania prac nad programami "Straty osobowe i ofiary represji pod okupacją niemiecką" z jednej strony oraz "Indeksem represjonowanych" Archiwum Wschodniego i Ośrodka KARTA z drugiej.

Nie stać nas na pamięć?! Niemców i Rosjan stać, Amerykanów i Francuzów stać, stać Japończyków i Żydów, Ukraińców i Litwinów, tylko nas nie stać... Naszych sąsiadów stać zresztą nie tylko na pamięć w obronie własnych obywateli i ich dobrego imienia, stać nawet na pamięć przeciwko nam, czy to zanurzając się głęboko w przeszłość w czasy kupca Minina i księcia Pożarskiego, czy broniąc swoich wypędzonych z epoki znanej niektórym nieomal z autopsji, jak choćby naszemu Tacie, który z synami obrońców Monte Cassino siedział w jednej mazurskiej ławce. A jeszcze "Matki i Ojcowie" z ostatnio wyświetlanego w naszej telewizji filmu..., kolejny przyczynek... (ale o tym nie chciałbym na razie pisać, bo – jak wszyscy, którzy się na to zdecydowali - obejrzałem dopiero dwa z trzech odcinków tego serialu).

Zanurzam więc nosek i wąsiki w bardziej odległe czasy... 7 listopada podkomendni Mikołaja Strusia i Józefa Budziłły otworzyli przez oblegającymi bramy okupowanego przez mocno już umęczoną i zagłodzoną polską załogę Kremla. Czy inne, późniejsze wielkie zwycięstwa rosyjskiego oręża - nad Turkami, Napoleonem, Niemcami - na święto narodowe nie pasowały? Minin i Pożarski.... Czy to rzeczywiście narzucający się współczesnym Rosjanom bohaterowie masowej wyobraźni? Czy jakieś charakterystyczne cechy osobowe powinny ich uczynić herosami dla współczesnego pokolenia? Nie, ich zaletą, przyczyną umieszczenia w narodowym panteonie, było pokonanie Polaków i wygnanie ich z Kremla (choć akurat Dymitrowi Pożarskiemu rycerskiego zachowania wobec pokonanych wrogów nie można odmówić: "Jako pierwsze przez Bramę Borowicką wyszły kobiety z dziećmi... i poszedł sam [Dymitr Pożarski] i przyjął żony ich godnie i poprowadził każdą z nich do swojego przyjaciela, i kazał dawać im pożywienie", chwała mu za to, W: Nowyj Lietopisiec, co podaję za Tadeuszem Bohunem, "Moskwa 1612", Dom Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2005, s. 266).

Rosjan stać więc na pamięć. Pamięć tę poprzez stosowną edukację i politykę historyczną utrwalają z pietyzmem i troską. I nie uważają takiego zachowania za szkodliwy nacjonalizm.

A przed nacjonalizmem właśnie ostrzegają nas nasi rodzimi inżynierowie dusz, co przedziwne - często z wykształcenia historycy (dlaczego więc zatem sami wybrali sobie tę dziedzinę za przedmiot studiów, skoro jej rolę lekce sobie ważą?! Ot, zagadka!), gdy się o pamięć historyczną my, obywatele, upominamy.

Nam pamiętać o naszej historii się nie godzi. A dlaczego? Pozwolę sobie spytać, sobie a Muzom....

O patriotyzmie, nacjonalizmie, wadze i pociesze, jaką daje nam nasza historia, pięknie mówił w "Trójce na poważnie" u Wojciecha Reszczyńskiego (bo nocna Trójka, na zmianę Reszczyńskiego i Marcina Wolskiego, strząsa z siebie czekoladowe pure-nonsensowe pióra i staje się Trójką Patriotyczną)prof. Piotr Jaroszyński, kierownik Katedry Filozofii Kultury na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Warto było tego wysłuchać. Ja zaś w tym kontekście przypomnę słowa Svena Jonasa Stille, lekarza, z jego odbytej w 1831 roku "Podróży do Polski", podróży podjętej w szlachetnym celu powstrzymania epidemii cholery, ale nie tylko, bo i polskie umiłowanie wolności bylo dla Autora inspiracją i symboliczną podnietą. Oto co pisze:

"Filozofowie mogą sobie mówić, co chcą, o egoizmie rożnych narodów, o krzywdzących sądach, jakie jeden naród wydaje często o drugim, o urazie, jaką słabszy naród żywi zawsze wobec sąsiada, spodziewając się jego napaści. Kierując się rozsądkiem, mogą odrzucić nacjonalizm, jest on jednakowoż przyrodzony i ma rację bytu, bowiem każda roślina pragnie posiadać swój skrawek nieba, skąd dobiegałoby do niej światło, i swój kawałek ziemi, z której czerpałyby tylko jej korzenie. Podobnie i naród pragnie być wolny, chce zachować swą wiarę i bronić kraju własnym życiem, bowiem bez ojczyzny jest człowiek zbędnym okruszkiem we wszechświecie, nie ma dla kogo spożytkować swych talentów, motywem jego działania zostaje więc tylko egoizm." (Seria z zegarem, PAX, Warszawa 1985, s.23).

Bez ojczyzny jest człowiek zbędnym okruszkiem we wszechświecie... Bez ojczyzny, a ojczyzna to, jak mówił Piłsudski, "pamięć i groby". A nas nie stać na pamięć! Na naukę historii w szkołach, na kultywowanie pamięci... O grobach nie wspomnę, bo groby mamy, tylko z pomnikami już dużo gorzej. To na co nas stać?! Tylko na ciepłą wodę w kranie?! "Naród, który nie pamięta o swej historii świadomie skazuje się na dobrowolną zagładę", a wtedy dla ludzi bez historii wody też pewnie zabraknie. Może nie od razu, ale... Jeśli woda będzie dla lepszych bądż równych, my jako gorsi odpadniemy i w tej konkurencji.

Robert Conquest w książce "Wielki Terror" (Wydawnictwo Michał Urbański, Warszawa 1997, s. 494) wspomina, jak w wojskowym piśmie amerykańskim "Stars and Stripes" znalazł karykaturę polskiego oficera, udającego że zabili go Rosjanie. Pewnie dla autora tego rysunku, jak i dla jego potencjalnych adresatów, przesłanie to miało być zabawne. Byliśmy ich sojusznikami...

Bardzo śmieszne, prawda? Tak traktuje się historię krajów, które same o nią nie dbają. Historię krajów słabych, które chcą być słabe, które się na tę słabość, a więc i śmieszność godzą.

Dalekim echem tej karykatury ze "Stars and Stripes" są "polskie obozy koncentracyjne", "polski antysemityzm", ba, polska "współpraca" z okupantem w czasie II Wojny Światowej. Coraz częściej się o takiej współpracy słyszy, a w tej nowoczesnej narracji winni i niewinni zamieniają się rolami, figury tego danse macabre plączą się, chyboczą, zacierają się kontury ich szat, wykrzywiają rysy twarzy, nie wiadomo, komu przypisać miny i gesty, kto trzyma broń, kto w kogo celuje, kto przed ciosami upada... Coraz gorzej widać, kto był kim, a za chwilę nie będzie widać, kto kim pozostał i pozostanie w przyszłości.


".... jest jakaś logika w wyborach

tylko się trudno połapać tu

gdzie baza a gdzie nadbudowa (...)

 

Tak mi ta Kelusowa "Bajka o pszczołach" dziś natrętnie towarzyszy...

 

(...) Można tak robić forsę

można też się bawić

w wylotki uli patrzeć

jak wędkarz w spławik

Wieczorem z radia leci

"Pomiędzy dniem a snem"

- taki to już jest nasz

europejski Zen

i tylko myśli jakoś

całkiem wyciszyć się nie chcą

cóż, życie owadów społecznych

snuć każe refleksję społeczną..."

 

Ja snuję refleksję aspołeczną. Nie stać nas na pamięć... Więc nic dziwnego, że od innych jej nie egzekwujemy... nie chcemy egzekwować, czy nie możemy? Zresztą, to na jedno wychodzi.

Pisze Władimir Bukowski (w 1995 roku): "... rozstrzelanie w Katyniu polskich oficerów, jeńców wojennych, już w Norymberdze zostało uznane za zbrodnię wobec ludzkości. Ale ten, kto podpisał rozkaz rozstrzelania, były naczelnik jednego z wydziałów NKWD Piotr Soprunienko, spokojnie dożywa swych dni w Moskwie, otrzymując dobrą emeryturę. Wszyscy o tym doskonale wiedzą, moskwianie chętnie pokażą każdemu dom przy ulicy Sadowoje Kolco i okna jego mieszkania." ("Moskiewski proces. Dysydent w archiwach Kremla", Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1998, s. 60).

Oprawca Piotr Soprunienko już nie żyje. Kto inny go sądzi. Ale pozostała historia, pamięć o tych, którzy strzałem w głowę zginęli. Pamięć. Nasz obowiązek.

4 czerwca rano, w dniu, o którym pamiętać w tym morzu niepamięci akurat nam się zaleca (tylko o dniu, "Pochodnie Nocy" innych wydarzeń, z innego 4 czerwca, nie oświetlają), w Salonie Politycznym Trójki usłyszałem zastanawiające dla mnie słowa: "Przed 89 rokiem Polacy byli pośmiewiskiem Europy".

Wiem, że to skrót myślowy. Ale czuję dreszcz niezgody, gdy te słowa powtarzam.

"Przed 89 rokiem Polacy byli pośmiewiskiem Europy", przed 89, to znaczy, kiedy? W stanie wojennym, podczas karnawału (pierwszej) Solidarności, może w roku 76, w 70, 56, 44? Kiedy? Kiedy chowano naszych Niezłomnych na Łączce?! A może jeszcze wcześniej...W czasie Powstań i zaborów, w czasie Wiktorii Wiedeńskiej czy podczas Potopu?

Zabolały mnie te słowa. "Pośmiewisko Europy"... już nie "Boże igrzysko"?! Nie, jak pisał o Polsce Stille "kamień ofiarny rzucony na ciało Europy"?! Już nie?

Historia... kim jesteśmy, kim byliśmy... Jak jest, jak było naprawdę?1 I jeszcze trudniejsze pytanie, dlaczego i kto tak nas i naszej historii nie lubi?

Pozostawię te pytania bez odpowiedzi. Sam uważam, że historii nikt nie powinien ujmować w myślowe skróty, bo jest za ważna, za dużo w niej bólu i krwi, za dużo wiary i marzeń. Czy tego się wypieramy, czy nie, to historia jest esencją naszej egzystencji. Na pewno tak jest dla mnie.

Nie stać nas na historię? Jeśli takich czasów mielibyśmy dożyć, phi! to żyć w ogóle nie warto.

Ja sam, Myszulek Kot, kocham historię, cenię ją i skłaniam przed nią łepek. Może mnie nie być stać na więcej, ale stać na historię będzie mnie zawsze. Ja się historii nie boję. I tego, co w niej było, i przesłania, jakie niesie w przyszłość.

Jeśli komuś się to nie podoba, odpowiem z godnością: "Moją zbrodnią, żem strachy te zdradzieckie, butny, poskramiał", tak kończę to moje "Popołudnie Myszulka"(mam nadzieję, że autor tych słów– przytoczonych tu przeze mnie w przekładzie Ryszarda Matuszewskiego –Stéphane Mallarmé, choć sam nihilista, użycie ich w tym kontekście by zrozumiał i wybaczył, miau!).

Miau!

 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości