Żyję kolorowo, Sówka55
Żyję kolorowo, Sówka55
Sówka55 Sówka55
601
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 52

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 30

 

Rozdział LI

Odpoczywam na Słońcu, snując rozważania o deszczu – deszcz budzi moje uczucia mieszane

(zupełnie tak jak woda).

Choć Romantyk, nie mogę więc być Poetą z Jezior, a przecież, podobnie jak Oni,

"piszę po to, by innym dać ukontentowanie".

Kocham kolory, więc żyję kolorowo

 

Od wczoraj – co zapowiadały jasno świecące gwiazdy na nocnym niebie – pogoda poprawiła się, znów życzliwie patrzy na nas Słońce, choć czasem jeszcze przebija się przez chmury dość niepewnie. Cieszę się, bo kilka dni padającego deszczu przyprawiło mnie o melancholię ("... Melancholio! nimfo! skąd ty rodem?", pytał Słowacki w pierwszej pieśni "Beniowskiego", odpowiadam: rodem z barycznych niżów, choć słowa Niż i Niżowcy dla Słowackiego znaczyły co innego niż niż dla dziennikarzy telewizyjnych stacji meteo).

Taki kilkudniowy deszcz napawa mnie zwykle skrajnymi odczuciami. Z jednej strony wiem, jak bardzo deszcz jest potrzebny trawie i kwiatom, nawet te kwiatowe sprężynki na młodych akacjach-robiniach świecą się od kropli wesoło, z drugiej, jak patrzę na zmoknięte futerka naszych kocich piwnicznych rezydentów i Ich zrezygnowane pyszczki, myślę sobie, że ten deszcz mógłby pójść gdzie indziej, na przykład na Pustynię Takla Makan i uradować jaszczurki (nikogo innego tam nie ma, tylko jaszczurki i pesymiści ze szkoły przetrwania Pana Pałkiewicza, którzy wolą się zabezpieczyć na wszelki wypadek - jak padnie strefa euro, oni jedni będą na ten Armageddon przygotowani).

Trochę sobie żartuję, bo jestem Kotem z poczuciem humoru, ale woda to warunek przetrwania, wiem o tym bez oglądania książki Taty "Об – зиндаги аст, Вода – это жизнь, Water - is life", wydanej w Duszanbe w 2003 roku, który to rok był światowym rokiem wody (swoją drogą, co za bzdura, każdy rok powinien być światowym rokiem wody, bo inaczej zginiemy, mówię to, choć sam urodziłem się pod znakiem Lwa, a więc znakiem ognistym, nie wodnym, i woda nie jest akurat moim żywiołem, miau). Nie znam języka tadżyckiego, ale jeżeli po tadżycku  ob  to woda, to rzeka Ob przypomina mi Kota Holly Golightly ze "Śniadania u Tiffany`ego", który na imię miał Kot. Woda imieniem Woda i Kot imieniem Kot, hm, znacząca to bezimienność.

Wracam do pogody: choć bezkrytyczną miłością kocham ciepło i Słońce, to wiem i pamiętam o tym, że bez deszczu trawie i kwiatom byłoby smutno. "Na dno zapadam kwitnących traw, niebo nade mną, jaskry i szczaw", pisała Maryla Wolska, gdyby deszcz zawczasu tych traw słodką rosą nie obmył, nie mogłaby tak pisać, bo tych traw by nie było wcale.

Woda to życie, tam, gdzie jej nie ma, wdziera się pustynia. A czasami pustynia i sól, jak w Karakałpacji, nad wysychającym południowym skrajem Morza Aralskiego. Mama o tym nieraz pisała i opowiadała nam, boję się sobie wyobrażać, jaki nasz świat bylby smutny, gdyby cała Ziemia składała się ze stałego lądu i to do tego pokryta była solą. W Polsce zaszłyby wielkie zmiany na naszą niekorzyść: wiatr wywiałby z Kujaw na Mokotów całą sól przemysłową, a Morze Bałtyckie wyschłoby zupełnie i między nami a Szwecją nie byłoby żadnej granicy, ba, przywrócono by postanowienia z rozejmu w Altmarku po piątej wojnie polsko-szwedzkiej i  Szwedzi pobieraliby łupieżcze 5,5 % cła od przewożonych towarów (3,5 % otrzymywałby król szwedzki, albo premier Szwecji, jeżeli nie uległby zmianie obecnie obowiązujący Akt o formie rządu, 1 % prezydent Polski albo premier, bo u nas kompetencje prezydenta i premiera w Konstytucji są niejasne, i wreszcie 1 % zabierałby do swoje kiesy, tzn. kiesy miejskiej prezydent królewskiego Miasta Gdańsk, kto wie, czy niedługo nie Miasta imienia Lenina, fuj!).

"A kto byłby elektorem brandenburskim, który wziąłby pod swoje panowanie Malbork, Sztum, Gdańską Głowę i Żuławy Wiślane?", aż boję się myśleć, pisnęła Myszunia.

Burmistrz Berlina czy...kanclerz Republiki Federalnej Niemiec?

Oj, chyba za daleko mnie te rozmyślania prowadzą. Teraz Altmark nazywa się Stary Targ, jest tam parafia św. Judy Tadeusza, a to patron od spraw beznadziejnych, więc chyba nas od utraty Pomorza na czyjąkolwiek rzecz uchroni. Zresztą granice są nienaruszalne, a my nie oddamy ani guzika. I nikt od nas guzików nie chce.

"Wiele się musi zmienić, żeby nic się nie zmieniło", dodała sentencjonalnie Mopcia, unosząc łepek znad "Lamparta" w starym przekładzie Zofii Ernstowej (teraz podobno mówi się "Gepard"). Co Ona miała na myśli?! Przecież od 1629 roku naprawdę zmieniło się wiele, zmieniło i  se ne vrati.

Zmieniło, to prawda. Ale ile zmieniło się na gorsze!

"A Ty, Myszulku, ciągle tylko narzekasz, niby piszesz o soczystej zieleni, która jest darem deszczu, a nie "zielono Ci i spokojnie", szurum, burum, jak u Osieckiej, tylko widzisz wszystko czarno, nawet już straszysz kondominium. Francuzi takie biadolenia nazywają krzykiem Meluzyny, czyżbyś uważał się za potomka jednego z jej dziesięciu synów?", spytał Montuś.

Cri deMélusine?!

Zacząłem się nad tym zastanawiać. Mama o naszym pokrewieństwie z Lusignanami, Rohanami, Luksemburgami (tym bardziej z Różą L. - byle nie z Różą L. - to była róża wyłącznie z kolcami) czy rodem de  Sassenaye nigdy nie wspominała, ale to, co pisze o Meluzynie z Poitou Zofia Kossak na początku "Króla Trędowatego" (a przed nią Gervase of Tilbury, Jean d'Arras i nieznany z imienia Couldrette albo Coudrette, zapewne kapelan panów de Parthenay, spokrewnionych z Lusignanami),wydaje mi się ze wszech miar godne uwagi.

Otóż piękna Meluzyna była depozytariuszką iście kocich talentów w budowaniu zamków, jej dziełem był rodzinny zamek Rajmunda de Forez, własnego Rusałki Małżonka w rodzinnym Lusignan, a także kasztele w Parthenay, Marvaux, Marmande i Issoudun. "Budowle rosły tajemniczo nocą - pisała Zofia Kossak. - Mularze odchodzili z wieczora, zostawiając trzy łokcie muru; wracają rano, a jużci jest dziesięć łokci. Nie gadali o tym wiele, radzi, że licho darmo pracuje, a oni wezmą pieniądze bez trudu. Tak i było. Majstrów chwalono, nagradzano, a Meluzyna nocami budowała. Jedne zamki piękniejsze od drugich." Zaiste, murarze, jak na franc-maçons  czyli wolnomularzy przystało, byli wolni, a Meluzyna - szybka. Jak Kotka!

Podobno w każdą sobotnią noc Meluzyna zmieniała się w Węża, kto wie, może robiła tak dla niepoznaki, by nikt nie rozpoznał w Niej Kotki? Węży przynajmniej się bano, a Kotów w średniowiecznej Europie nie szanowano wcale – prawda o nas, istotach o wielkich przymiotach ducha i ciała, i teraz często bywa odrzucana, choćby przez ortodoksyjnych miłośników Myszy.

Dobrze, że Mama tak dba o bezdomne Koty. Koty są nam potrzebne. Teraz Borsunia ma małe Borsunięta, jak wyrosną, będą budowały zamki. A jak będziemy mieć dużo zamków, będziemy bezpieczni.

No właśnie, i tu wracam myślą moją lotną do wody, bo w każdym uczciwym zamku powinna być woda. Czym byłby Białogród Dniestrowski bez wysokiego brzegu nad Limanem Dniestru, Kamieniec Podolski bez stromego wąwozu Smotrycza, Chocim bez rozlanego szeroko Dniestru...

Tak, woda potrzebna jest nie tylko kwiatom i trawom, ale i zamkom. Muszę to zapamiętać, jak dorosnę i będę budować swój własny zamek. Miau.

Ale to w przyszłości. Teraz patrzę na kwiaty i myślę sobie, że woda daje im również kolory, bez rosy, deszczu, wody z Maminej konewki kwiaty byłyby smutne i szare. Ja kocham kolory, wszystkie wyjęte z tęczy, każdy z osobna i wszystkie razem.

"Ciemna jaskinia. W pośrodku wrzący kocioł. Grzmot i błyskawice. Trzy czarownice przy kotle,

PIERWSZA CZAROWNICA:

Trzykroć miauknął bury kot.",

tak się zachwycasz kolorami, Myszulku, a sam jesteś szary, buro-szary. Cóż dalej, szary Kocie?", pisnął Mopik, na wszelki wypadek pędem uciekając pod komodę.

"Zdecyduj się, co cytujesz, Mopiku. Między Szekspirem a Hansem Falladą jest przepaść, powiedzmy, całe królestwo, królestwo za konia" (ciekawe, czy mnie zrozumiał. Baśni Braci Grimm Mopik zawsze się bał, więc wątpię, czy wie, skąd się wziął pseudonim Hansa Fallady).

"Phi, z "Gęsiarki".

Młodsze Rodzeństwo mnie niekiedy zdumiewa.

Ale szary?! Ja nie jestem szary, oboje z Myszunią jesteśmy błękitni, jak "Błękitna rapsodia", jak niebieskie migdały, jak złoty pierścionek z niebieskim oczkiem (bo złote mamy serce). Jesteśmy out of the blue, jesteśmy  jak niebieski ptak, jak kamień księżycowy, jak niezapominajki, a więc kwiatki z bajki, jak... jak Myszulki  tout court/

Miau! Wzburzone miau!

Żeby się uspokoić, pójdę sobie na balkon. Popatrzę na kwiaty, będę żył kolorowo:

"...by życie miało wdzięk, by życie mialo styl,

by życie się z myślą zaczęło rymować upartą,

że warto właśnie tak żyć, kolorowo żyć..."

 

Miau, warto!

 

 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości