Zima, zimno, mróz, Sówka55
Zima, zimno, mróz, Sówka55
Sówka55 Sówka55
1053
BLOG

Co można zrobić kotu...

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 23

Rzecz o bezradności, czyli jak źle mieć sąsiada.

Co można zrobić kotu, refleksje przed 17 lutego,

Światowym Dniem Kota

 

 

Mieszkam w małym domu, który ma troje współwłaścicieli, jestem jedną z tej trójki. W tej części Mokotowa zachowało się wiele podobnych domów, wybudowanych przed wojną i otoczonych małymi ogródkami. W tych ogródkach, odkąd sięgam pamięcią, zawsze mieszkały dziko żyjące koty, zawsze też ktoś je karmił, na długo przedtem, zanim w dawnym domu moich Dziadków na stałe pojawiłam się ja. Koty były zawsze, za to nigdy nie było szczurów, na obecność których skarżą się mieszkańcy nieodległych ulic nowszej części naszej dzielnicy.

Tak się złożyło, że kilka pań karmiących kiedyś bezdomne koty razem ze swoimi podopiecznymi odeszło już do innego, bardziej przyjaznego świata, pozostawiwszy po sobie dobrą pamięć; ja kontynuuję ich działania. Na ogół słyszę pod swoim adresem wiele ciepłych słów, do tego, co miłe, koło naszego parkanu często zatrzymują się dzieci, wpatrzone z zachwytem w radośnie bawiące się w trawie koty. "Jakie one piękne, jakie piękne ma Pani koty", mówią też często do mnie zupełnie nieznajomi przechodnie, widząc, jak stawiam kotom jedzonko lub sprzątam puste miseczki.

Cieszę się, że koty wyglądają pięknie i że są zdrowe, niemniej nigdy nie powiedziałabym, że one są moje. Ja tylko pomagam im przetrwać w nie zawsze życzliwym świecie, karmię je kilka razy dziennie, zawożę do weterynarza, jeśli są chore, staram się znaleźć i często znajduję dla nich własne domy i własnych ludzi.

Spośród ośmiu moich domowych, niewychodzących na zewnątrz kotów, cztery pochodzą właśnie z ogródka, znalazły się u mnie, bo żaden z nich nie dałby sobie rady sam. Te koty, ta ósemka, są moje, inaczej koty ogródkowe, to koty dzikie, swobodne, chodzą, gdzie chcą, i przychodzą do mnie, i odchodzą w nieznane, kierując się swoją wolą, swoim instynktem, swoim życiowym planem. Przychodzą, bo obdarzają mnie zaufaniem. Nie staram się ich oswajać, bo nie wiem, kogo spotkają na swej drodze, respektuję ich wolność.

Przez cały rok dla kotów otwarta jest jedna piwnica z uchylonym okienkiem, mają tam posłanka wśród różnych wygodnych zakamarków, czystą wodę, rezerwową suchą karmę, kuwety. Niestety nie ma tam ogrzewania, więc piwnica, choć przez cały rok przyjazna, przy takich temperaturach jak te, które teraz nam towarzyszą, jest już zdecydowanie za chłodna, tym bardziej, że uchylone okienko, choć zaprasza koty do środka, jest też źródłem zimnego powietrza.

Gdy zima zmroziła nas syberyjskim wyżem, pootwierałam kotom drzwi do dalszych, ocieplanych piwnic, wszystkie te piwnice należą do naszej rodziny, ale mają okna, które mogą być tylko albo szeroko otwarte albo zamknięte, więc na zimę są zamykane. Z ogródka koty mogą przez uchylone okienko wejść do swojej, zimnej niestety teraz, piwnicy, a dalej, przez otwarte drzwi korytarzem piwnicznym mogą dostać się do cieplejszych, ogrzewanych piwnic. Tam mają szansę przetrwać mrozy, w swojej dotychczasowej nieogrzewanej piwnicy mrozów dochodzących w Warszawie do minus dwudziestu stopni koty nie przetrwają.

Jednym słowem do przeżycia potrzebny jest kotom korytarz. Korytarz piwniczny, po którym mogłyby przebiec do cieplejszego wnętrza.

I tu zaczyna się problem.

Współwłaściciel naszego domu, który zresztą wcale tu z nami nie mieszka, w listopadzie poinformował nas o konieczności dokonania niezwłocznego remontu dachu i wymiany rynien. Termin remontu – zbliżająca się zima - bardzo nam się nie podobał, ale cóż, skoro dach przecieka, nie ma wyboru, remont wydawał się konieczny. Miał trwać dwa tygodnie, trwał dwa miesiące. Uciążliwości, koszty, wiecznie otwarta i wychłodzona klatka schodowa – dużo by mówić, poważnie nas to wymęczyło.

Jak się okazało, był to tylko wstęp do kolejnych przykrych zdarzeń, bo teraz, gdy remont dachu się skończył, nasz sąsiad zdecydował się zrywać tynki na swojej części klatki schodowej, którą uznał za stosowne o tej porze roku wyremontować, by następnie skierować ekipę do swojej piwnicy, i tam dokonać generalnego remontu.

Przeciekający dach naprawia się niezależnie od pogody, w trybie awaryjnym. Dla mieszkańców domu to duży dyskomfort: stale ktoś biega po schodach, wiecznie otwarte drzwi wyjściowe wpuszczają zimno i wiatr, ale trudno, jest pewna logika napraw i trzeba się jej podporządkować.

Ale generalny remont piwnicy w lutym przy temperaturach minus 15, minus 20? Piwnicy, w której nasz sąsiad nie był nigdy i z której, odkąd kupił swoje piętro, nigdy nie korzystał?

Prosiłam, by z remontem piwnicy wstrzymał się do wiosny, ze względu na koty. Koty zrywania tynków się przestraszą i uciekną na mróz, młoty pneumatyczne to nie jest melodia kotom przyjazna, chemia, różne trucizny, toksyczne zapachy, rozwalone i przechowywane w korytarzu piwnicznym środki chemiczne, farby, zaprawy, to wszystko kotom zaszkodzi, podobnie jak wietrzenie piwnicy i korytarza piwnicznego przy takich mrozach. Prosiłam i tłumaczyłam. Ale nie o logikę prac remontowych tu chodzi, tylko o pokazanie mi, że w majestacie prawa – no bo przecież każdy właściciel ma prawo robić, co chce w swojej piwnicy, a także przechodzić do niej przez wspólny korytarz piwniczny – można wyrzucić na mróz koty, którymi ja się opiekuję i o przeżycie których przy tak niesprzyjającej pogodzie walczę co sił.

Mogę zawiadomić Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, mogę zadzwonić do Wydziału Środowiska w mokotowskim urzędzie dzielnicowym, mogę poprosić jakąś ekipę telewizyjną.

Mogę. I cóż z tego. Mój sąsiad walczy ze mną o koty, odkąd kupił od poprzedniego właściciela swoją część domu. Koty zanieczyszczają posesję, a ja zaśmiecam ją, wystawiając jedzenie dla kotów. Pisałam już o tym, donosił na mnie na policję, nasyłał Straż Miejską. Na próżno, ja też jestem tu u siebie i mam prawo na swoim terenie karmić bezdomne koty.

Ale teraz ma szansę skrzywdzić "moje" koty i przy okazji zemścić się na mnie. I to w sytuacji, kiedy każdy myślący i czujący człowiek zmrożonym bezdomnym zwierzętom stara się pomóc. Kiedy do pomocy nawołują różne gazety, stacje telewizyjne, różne miejskie służby.

Ale do remontu piwnic każdy ma prawo. A że przy okazji wypłoszy się z zaimprowizowanego azylu kilka bezdomnych kotów, tym lepiej.

Koty nic nie znaczą, nie mają konta w banku, nie są notowane na giełdzie.

Są niczym, niczym, można je wygnać na mróz i wiatr, niech zginą.

Boję się, że jeśli zamysł mojego sąsiada się uda, do Światowego Dnia Kota, obchodzonego 17 lutego, moje piwniczne koty najzwyczajniej nie doczekają. Jeśli nie będą mogły przemknąć do ciepłych piwnic przez wspólny piwniczny korytarz, jedyną dostępną dla nich drogę ewakuacyjną, jeśli podtrute zostaną farbami i innymi środkami chemicznymi, ogłuszone młotami pneumatycznymi, przestraszone i zaszczute, uciekną na mróz, a bez zacisznego miejsca takich mrozów jak obecne nie przeżyją.

"Do serca przytul psa,

Weź na kolana kota
Weź lupę, popatrz pchła,

Daj spokój, pchła to też istota".

Kot to też istota, ale – nie dla każdego. Dla mojego sąsiada na pewno nie.

 

 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości